4. Grunt to informacja.

Ruszyłam do jednego z najpopularniejszych barów w centrum Turynu. Mieszkam tu już piąty rok i znam lepsze miejscówki.
Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka. Zdążyłam upić łyk, gdy usadowił się obok mnie jakiś osobnik.
-Cześć, Lils - uśmiechnął się uroczo.
-Cześć - odwzajemniłam gest.
-Nudzisz się? - zamówił sobie sok.
-Chcesz mi umilić czas?
-Szukają cię - upił łyk patrząc przed siebie. - Morata nigdy nie zdradził Unice, a dziś... Zrobi wszystko, żeby to się nie powtórzyło. Kocha ją i ożeni się z nią.
-Skąd ta pewność?
-Są razem sześć lat, myślisz, że zostawi ją dla chwilowej fascynacji? Myślisz, że Unice odda go bez walki?
-Widzisz we mnie zagrożenie, Llorente? - warknęłam.

-Nie. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że Juventus nie składa się z piłkarzy, którzy nie lubią Unice. Ja lubię i to bardzo. Jest Hiszpanką, ma charakter i mimo wszystko, mimo tego co wygaduje Tevez, kocha Moratę najbardziej na świecie. Jeśli będzie musiała wybrać bez wahania wybierze jego. A ty wrócisz do Paryża.
-Przekonamy się - syknęłam.
-Nie wygrasz z nią.


Wróciłam do mieszkania w środku nocy. Moraty oczywiście nie było, pewnie poszedł przepraszać Unice.
Zdjęłam stanik i pomaszerowałam do jego pokoju.
Rozejrzałam się i wsunęłam go pod jego poduszkę.
Kochaniutki, jak zobaczy to twoja laseczka to jesteś martwy. Akurat staniki szyte mam na zamówienie i wszystkie, co do jednego, są podpisane. Aż miło popatrzeć na drobne literki układające się w: Lilianne Verges León.
Zadowolona udałam się do swojego pokoju i poszłam spać.


Rano obudziło mnie pikanie telefonu. Przetarłam oczy i przeczytałam smsa od Rafy.

Rafa: A jednak Naomi dogadała się z bratem.

Boże, co mnie obchodzi jakaś Naomi z serialu?! Zwłaszcza o ósmej rano!

Henri: Będę za 15 minut. Otwieraj wrota!
Lily: Mój sługus Ci otworzy. Wal długo w drzwi i krzycz: Morata, tu Verges!
Henri: OK

Dwadzieścia minut później rozległ się wrzask w przedpokoju.
-MORATA! OTWIERAJ, TU VERGES!
Na reakcję Alvaro nie trzeba było długo czekać. Zareagował błyskawicznie a po chwili mój brat leżał obok mnie.
-Chlałaś? - spytał.
-Chciałabym, ale niestety nie - burknęłam. - Ojciec doprowadził do tego, że Morata pilnuje mnie niczym Cerber.
-A Canales tak go zachwalał! - zacmokał. - Że to taki fajny chłopak, że bezproblemowy!
-Bo jest spoko, serio. Tylko wczoraj...
-Co mu zrobiłaś? - zaciekawił się.
-Wiesz, nie jesteś osobą z którą chcę to omawiać - syknęłam.
-Czyli było zbliżenie. Buziak czy już więcej?
-Henri - warknęłam.
-Przepraszam - spasował. - Buzi?
-Nie, ale brakowało milimetrów - przyznałam.
-On ma dziewczynę, nie? Tak w każdym razie mówił Sergio.
-Nie uważasz, że Canales to podła menda? - spojrzałam w jego brązowe oczy, które były tego samego koloru co moje i taty. Kochałam ich barwę, bo tatko i Henri byli najważniejszymi facetami w moim życiu. Na razie.
-A jaki ma być skoro jest z Cristiną? - westchnął. - Lily, jak ona mnie wkurwia.
-Co się stało? - drgnęłam.
-Nic, po prostu wkurwia mnie jej stosunek do ojca. Stary tyra jak wół, ciągle nad nią skacze a ona ciągle "nie" - skrzywił się. - Sam jestem niewdzięczny, bo tylko wydaje kasę, która mi daje, no, ale po coś mi ją daje - puścił mi oczko.
-Crissie... - zaczęłam, ale urwałam, bo jakoś brakowało mi słów, żeby ją bronić.
-Właśnie - zaśmiał się.
-MORATA! - usłyszeliśmy z głębi mieszkania.
-O! - zatarłam ręce i usiadłam. - Unice!
-Unice? - zainteresował się.
-Dziewczyna Moraty. Chodź! - zerwałam się. - Ona jest zabawna!

Lily: Unice jest wściekła! Chcesz się rozerwać? :D
Tevez: Jadę! Nie pozwól się jej uspokoić!

Schowaliśmy się w kuchni podczas, gdy Unice dyskutowała z Moratą w salonie. Spodziewałam się ciut lepszego przedstawienia.
-Ma okres? - wyszeptał Henri.
-Cholera ją wie. Czekaj, przyjdzie Tevez to ją doprowadzi do ładu - mruknęłam i po cichu przemknęłam do przedpokoju, gdzie przekręciłam klucz w zamku i wróciłam do brata.
Pięć minut później do salonu wparował Carlos, oczywiście zostawiając drzwi otware na ościerz.
-Torres! - zawołał głośniej niż ona. - Kochana, co się tak ciskasz?!
-Wynos się! - wskazała mu drzwi.
-Cześć, Carlos - do salonu wkroczył Henri i uściskał go. Mój braciszek prezentował się bosko! Wysoki, przystojny, granatowy sweter, jeansy, białe adidasy. Wszystko drogie i markowe. Wydawał więcej kasy ode mnie, ale nie koniecznie na cichy...
-Verges! - ucieszył się Tevez. - Długo tego słuchasz? - powiedział po angielsku. Ja ze swoim braciszkiem zazwyczaj rozmawiałam po francusku, nie licząc czasu, gdy byliśmy w Anglii, wtedy tylko angielski.
-Wystarczająco.

Rafa: A jak im nie wyjdzie?

-Komu? - szepnął Henri zaglądając mi przez ramie.
-Namoi i jej bratu albo Liamowi i Annie - mruknęłam.
-Co? zdziwił się Henri.

-Nic - machnęłam ręką.
-Tevez, to nie jest burdel, żebys tu wpadał jak chciał - fukneła Unice.
-Naprawdę? - Carlos spojrzał na nią cynicznie. - Wiedziałem, że skądś kojarzę twoją twarz - wypalił. Morata aż drgnął.

-Stary uważaj sobie - stanął przed Unice. - Możecie się nie lubić, ale nie będziesz jej tak obrażać.
-Żebym jeszcze skłamał! - krzyknął Tevez.
-Zamknij się - szepnął i miał bardzo poważną minę. Unice ujęła go za ramię i pokręciła głową.
-Cześć, jestem Henri Verges, brat Lily - przedstawił się mój gwiazdor.
-Unice Torres - mruknęła i uścisneli sobie dłonie.
-Zwijamy się? - spytał Carlos Moraty. Ally spojrzał na nią, a ona cicho westchnęła.
-Porozmawiamy jak wrócisz, dobrze? - powiedziała a on pogłaskał ją po policzku.
-Dobrze. Odpocznij - Unice kiwnęła głową i poszła do jego sypialni. - Tevez - warknął i bez ceregieli złapał kumpla za koszulkę z przodu. - Nie obchodzi mnie co do niej masz, ale to były twoje ostatnie chamskie słowa kierowane do mojej dziewczyny, rozumiesz?

-Czemu się tak ciskasz? - jęknął.
-Bo nie pozwolę ci jej tak traktować, czaisz? Chcę, żeby ze mną zamieszkała i chcę, żeby polubiła otoczenie, w którym się znajduję. Jeżeli obrazisz ją jeszcze raz obije ci ryj i nie będzie zmiłuj.
-Morata! - wyrwał mu się. - Ona ma cię w dupie! Liczy się Real!
-Wiem co liczy się dla mojej dziewczyny, znam ją lepiej niż siebie samego. Przestań mi mówić takie głupoty, bo i tak w nie nie uwierzę. Mam nadzieję, że zrozumiałeś - odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swojego pokoju. Otwierając drzwi dostrzegłam, że tuż za nimi stała Unice. Przytuliła się do niego, a on nogą zamknął za sobą drzwi.
-On ją kocha - powiedział Henri.

-A ona ma go gdzieś - warknął Tevez.
-Nie powtarzaj tego - poklepałam go po plecach.
-Sis - Henri objął mnie ramieniem. - Zakupy?
-Stawiasz?
-Za co? - zaśmiał się.
-Daj mi chwilę - mruknęłam i poszłam do siebie. Szybko się ogarnęłam i wyszłam do przedpokoju. Teveza już nie było, Henri grzebał w lodówce a Morata siedział na kanapie i zawiązywał buty. Usiadłam obok niego i położyłam mu rękę na kolanie. 
Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam cicho.
-Nie - szepnął i się odsunął. - Lubię cię, ale ją kocham.
-Co? - zdziwiłam się.
-Możesz tu mieszkać, ale traktuj mnie jak kolegę, jak kogoś obcego. Unice denerwuje się tym, że tu jesteś. Jest zazdrosna i wcale się jej nie dziwię. Gdyby mieszkała z jakimś piłkarzem, którego nie znam dostałbym szału na miejscu. Jak na nią jest bardzo opanowana. Rozmawiała z tobą?
-Nie, a co?
-To dobrze. Miłego dnia, Lily. - wstał i wyszedł.






3 komentarze:

  1. Benzema oczywiście we wszystko zawsze jest wmieszany :)) coraz bardziej mi sie podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz pisz. nie mogę się doczekać ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. bosko <3 czekam na dalszy ciąg akcji :)

    OdpowiedzUsuń