Jednak mieszkanie z piłkarzem jest cudowne! Wspaniałe!
Morata miał treningi, zobowiązania ze sponsorami i przede wszystkim mecze wyjazdowe!
Jak go nie było w mieszkaniu panowała błoga cisza. Rafa nie przeżywał swoich seriali (tak normalnie to zajebiście rozsądny chłopak, ale jak jest w swoim tv-świecie to koniec, przepadł), Unice nie było, a Tevez przestał nas odwiedzać, gdy wiedział, że panna Torres jest. Tylko nie było Alvaro i czasem mi się nudziło... Mieszkam z nim krótko, ale zgraliśmy się błyskawicznie.
No, ale jak to się mówi... Kota nie ma, myszy harcują!
Włączyłam sobie w telefonie nutkę autorstwa Natalii Oreiro, wystroiłam się w moratową bluzkę i jego skarpetki, a następnie udałam się do salonu.
Porwała mnie muzyka, więc wskoczyłam na kanapę i zaczęłam sobie tańczyć. Własne odbicie, niczym w lustrze, widziałam w ogromnym telewizorze powieszonym na ścianie.
Przymknęłam oczy i brykałam sobie wesoło, a gdy je otworzyłam... Odbicie oznajmiło mi, że nie jestem sama.
-Morata! - błyskawicznie stanęłam na puszystym dywanie i wyłączyłam piosenkę. Uważnie przyjrzał się mojej obudowie na telefon, która dziś była zielona i miała na sobie żabkę.
-Powinienem najpierw spytać czemu chodzisz w moich rzeczach czy tańcujesz po mojej kanapie? - syknął.
-Coś ty taki drętwy?! - podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. Bez słowa upuścił na podłogę torbę i spojrzał na mnie bykiem.
-Zdejmiesz sama czy mam ci pomóc? - warknął.
-Wiesz, to nie jest zbyt dobry pomysł... - cofnęłam się do tyłu. - Skarpetki oddaję! - szybko zdjęłam je z nóg i rzuciłam na niego.
-Lily, jestem potwornie zmęczony i ty jeszcze mi dokładasz - ruszył w moją stronę.
-Alvarito, spokojnie - szepnęłam i tak się wycofywałam, że w końcu pokój się skończył a moje cztery litery oparły się o ścianę.
-Zdejmuj - stanął przede mną. Próbowałam ratować sytuację, ale prezentowała się ona tak, że nie miałam jak zwiać.
-Nie mogę - założyłam ręce na piersi. - Poza tym masz ich tak dużo, że jedna na mnie czy nie na mnie, nie powinno ci robić różnicy!
-Weź ją sobie - skapitulował. Wtedy do mieszkania weszła Unice. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem i podeszła do swojego chłopaka. Cmoknęła go w policzek.
-Lily, mogłabyś zdjąć ubranie mojego faceta? - spytała grzecznie. - I prosiłabym, żebyś więcej nie nakładała nic co należy do niego. - Nie patrząc na mnie weszli do jego sypialni.
-Halo? - do salonu zajrzała ciemnowłosa głowa.
-Rafa! - zapiszczałam i rzuciłam się kumplowi na szyję. - Rafael! - zaczęłam całować go w policzki.
-Cześć, wariatko - chwycił mnie w objęcia. - Tęskniłaś za mną?
-Strasznie! Własnie panna Torres zażyczyła sobie, żebym nie nakładała ubrań Moraty - skrzywiłam się.
-Miała prawo.
-To tylko ciuchy!
-Gdzie oni cię zrobili, że jesteś taka niemożliwa? - uśmiechnął się i postawił mnie na ziemi.
-Nie wiem gdzie, ale urodziłam się w Paryżu - wyszczerzyłam zęby.
-Zdejmuj to i oddaj jej - puścił mi oczko.
-Chory jesteś - roześmiałam się.
-Zdejmuj - zaczął mnie łaskotać. - Po co ci kolejny konflikt?
-Zmuś mnie! - chichotałam.
-Dobra, rozbieram się do tego samego poziomu - wypalił i po chwili ściągnął z siebie buty, skarpetki, bluzę i spodnie. Stał przede mną w samych bokserkach i koszulce z telefonem w ręku. - Teraz - wyjął mój z ręki i położył oba na szafce. - Będzie równo.
-Myślisz, że tak za friko się rozbiorę i będziesz mógł się gapić na moje cycki?
-Lils - pogłaskał mnie pod brodą. - Nie bądź uparta.
-Wcale nie jestem! - oburzyłam się.
-Jasne - pokręcił głową.
-Jesteś chory - odepchnęłam go i chciałam przejść, ale objął mnie w pasie i stanowczo oparł o ścianę. Nim zdążyłam zareagować wpił się w moje usta, a ja... Zamiast się sprzeciwić wplotłam palce w jego włosy i oddawałam każdy pocałunek.
Poczułam jak jego dłoń wślizguje się pod koszulkę, błądzi po moich plecach.
-Rafa... - wyszeptałam odrywając się od niego i oparłam czoło na jego torsie.
-Co? - drgnął.
-Nic - pokręciłam głową i odsunęłam się od niego. Teraz mnie nie powstrzymywał, więc ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Przy drzwiach zdjęłam bluzkę i do środka weszłam jedynie w majtkach.
Ubrałam się w piżamę, zmieniłam obudowę (taka fobia, wszystko musi mi do siebie pasować) i wskoczyłam na łóżko.
Lily: Rafa przyjechał.
Henri: Fajnie! Pozdrów go ode mnie!
Lily: Pocałował mnie.
Henri: Pierdolisz.
Lily: Sam pierdolisz! Co noc inną!
Henri: Lils, całowałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem!
Lily: Wiem.
Henri: I co?
Lily: I chcę jeszcze raz!
Nakryłam się kołdrą i westchnęłam cicho. Przyjaciel...
Rafa: Przepraszam, Lils... Nie wiem co mam powiedzieć.
Lily: Chodź tu.
Co ja wyprawiam?
Drzwi się otworzyły niemal natychmiast i wszedł Rafa. Położył się obok mnie i spojrzał mi w oczy. Warto dodać, że w pokoju było ciemno jak w dupie, trochę poświaty dawało światło księżyca wpadające przez okno.
-Zamieszałaś mi w głowie - szepnął.
-Jakbyś wcześniej nie miał tam pomieszane - odparowałam.
-Lils - zaśmiał się i podsunął bliżej.
-Muszę iść jutro do fryzjera - palnęłam, żeby coś powiedzieć.
-Po co? - objął mnie w pasie.
-Podciąć końcówki.
-Mnie się podoba - mruknął i zaczął całować mnie po szyi. Żołądek mi się skręcił i oddech przyśpieszył.
-Varane, uspokój się - wysiliłam się na zjadliwy ton.
-Mogę się założyć, że nie potrafisz mi się teraz oprzeć - uśmiechnął się.
-O co?
-O co chcesz, ale ja chcę cię nago - oczy zalśniły mu łobuzersko.
-Rafa, jeszcze wczoraj byliśmy najlepszymi przyjaciółmi a dziś mnie całujesz i się do mnie lepisz!
-Podobasz mi się od dawna, ale się bałem... Dziś tak na mnie skoczyłaś i zareagowałem impulsywnie... Przepraszam jak...
-Rafa - roześmiałam się wesoło i mocno do niego przytuliłam.
-Mogę zostać?
-Tak. Raz się żyje. Może impuls i najlepszy przyjaciel to jest to?
Rano byłam tak przejęta tym, że tatko pozwolił mi dołączyć do prawników zajmujących się jedną z jego spraw, że niemal zapomniałam o Rafaelu.
-Boję się co powie Morata, gdy wyjdę do kuchni.
-Nic. - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go za sobą. Unice i Ally jedli śniadanie. Panna Torres na widok Varane'a uniosła tylko jedną brew i zerknęła na swojego chłopaka. Morata położył dłoń na oparcie jej krzesła i spojrzał na nas uważnie.
-Nie wiem o której wrócę, robaczki - zakomunikowałam im, siląc się na radosny ton. - Jak wyglądam?
-Wiesz, że jest luty? Nawet w Hiszpanii ciut za zimno na szpilki - odpowiedział Ally.
-Zabawne, ale cały dzień spędzę w biurze.
-Miłego dnia. - powiedziała Unice.
-Dzięki i wzajemnie - założyłam płaszcz i chwyciłam do ręki chustkę.
-Pa - cmoknęłam Rafę w usta i udałam się do przedpokoju. Trzasnęłam drzwiami jakbym wychodziła i czekałam w bezruchu.
-Lily? - mruknęła Unice.
-Lily - odpowiedział Rafa.
-Pilnuj się, Varane - dodał Morata.
-Bo jak jeszcze raz zbliży się do mojego chłopaka to nie będzie litości - szepnęła Torres. - Możesz jej to powiedzieć.
-Weź, nie rób sobie jaj - prychnął.
-Znasz mnie tyle lat... - westchnęła. - Gdy żartuję to żartuję.
-Wezmę prysznic - zakomunikował Ally i poszedł do łazienki. Na szczęście mnie nie zobaczył!
-Rafa, niedługo przeprowadzę się do Turynu i zakomunikuję Canalesowi, że czas jego przysługi dobiegł końca. Lepiej do tego czasu ją stąd zabierz, bo potem trafi do ojca i już jej nie odzyskasz.
-Co ty pleciesz? - burknął.
-Varane, proszę - zaśmiała się. - Obserwuję was codziennie i codziennie widzę jak szczerzysz się do telefonu. Kochasz ją. Uświadom to sobie.
Co? Rafa mnie kocha? Tak naprawdę kocha?
Czekam aż mu odrosną ;)
Co byście powiedzieli na nowe opowiadanie, gdzie główną rolę odgrywałby Leo Torres? ;) Taki niegrzeczny Leo :D
http://wart-grzechu.blogspot.com/p/blog-page.html