7. Mokra miss.

Wypadłam z pokoju wystrojona w czarne dresy Nike. Wybierałam się na jogging z Rafą.
Ze słuchawkami w uszach śmigałam sobie po kuchni i robiłam kanapkę.
Przymknęłam oczy i pozwoliłam, żeby muzyka sączyła mi się wprost do środka mnie.
Nagle poczułam na sobie ciepłe dłonie, które wsuwają mi się pod rozsuniętą bluzę i głaszczą nagie plecy i brzuch.
-Rafael - zdjęłam słuchawki i odwróciłam się twarzą do niego.
-Cześć, moja dziewczyno - uśmiechnął się i pochylił, by delikatnie cmoknąć mnie w policzek.
-Wychodzimy - odsunęłam się i ruszyłam do drzwi, do których akurat ktoś zapukał.
-Cześć! - Fernando Lloretne mocno mnie uścisnął i obrzucił spojrzeniem od góry do dołu. - Gdzie się wybierasz taka szykowna?
-Teraz jesteś już moim przyjacielem? - wzięłam się pod boki.

-Owszem, gdy przestałaś zagrażać moim przyjaciołom.
-Zabawne - syknęłam.
-Zaczekam na dole! - zawołał Rafa i wyszedł.
-Nigdy nie zagrażałam - warknęłam.
-Nie, ale teraz idź. Varane czeka na dole - wcisnął mi na głowę swoją czapkę. - Lśnij, bo zaraz zostaniesz okrzyknięta WAG.
-Już jestem jego WAG, więc nie masz się czym podniecać - wzruszyłam ramionami i wyszłam.


Faktycznie błyskawicznie zostałam WAG. Do końca roku akademickiego zostałam też w Turynie, ale po przeprowadzce Unice wynajęłam mieszkanie. O dziwo tatko się nie buntował. Co kilka dni Rafa był u mnie albo ja u Rafy. Nie mogłam pojąć swojej głupoty! Miałam faceta swojego życia cały czas przy sobie, a przypadek sprawił, że wpadłam po uszy.

Dosłownie też wpadłam i to bardzo szybko. Kilka dni po ostatnich egzaminach urodziłam ślicznego chłopca. Rafa z dumą nosił go na rękach i każdemu pokazywał syna. Był dumny ze swojego małego Varene'a.






Jutro nowość na Unice :D 


6. WAG i nie WAG.

Wieczorem wybrałam się z tatkiem na przepyszną kolację. Pogadaliśmy, pośmialiśmy się i odwiózł mnie do mieszkania. Słowem nie wspomniałam o Rafie.
-Jak współlokator? - spytał, gdy jechaliśmy windą na górę.
-Dobrze - uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam drzwi. W środku panowała względna cisza, grał tylko telewizor. Morata siedział na kanapie i znowu opychał się jakimiś suszonymi owocami. Unice miała głowę na jego kolanach i bawiła się telefonem. W fotelu siedział Rafa i drzemał.
-Cześć, wszystkim - przywitał się mój rodzic i zapalił światło.
-Pan Verges - zerwał się nagle obudzony Rafael. - Dzień dobry - uścisnęli sobie dłonie. Alvaro i Unice też wstali. Przywitali się grzecznie, ale jednak nie na nich mój ojciec skupił swóją uwagę.
-Miło cię widzieć, Raphaelu. Odwiedzasz Lily? - spytał tatko.
-Tak, stęskniłem się za nią - wypalił. - Bo jej dawno nie widziałem - dodał szybko.
-Fajnie, nie? - przytuliłam się do taty, a jemu puściłam oczko.
-Zgadzam się. Do kiedy będziesz?
-Jeszcze trochę - odpowiedziałam za niego.
-Muszę lecieć - pocałował mnie w czoło. - Trzymajcie się - uścisnął wszystkim dłonie i skierował się do drzwi. - Wracam do Paryża. Bądź grzeczna, królewno - pogłaskał mnie po policzku.
-Kocham cię, tatku - przytuliłam się do niego.
-Ja ciebie też, pa - mrugnął do mnie i wyszedł. Nie zdążyłam odejść od drzwi, gdy ktoś do nich zapukał. Alvaro wyłonił się z salonu, ale stał i się nie ruszał. Przyłożył tylko palec do ust na znak, że mam być cicho. Okręciłam się po woli na pięcie i wyjrzałam przez wizjer. Po drugiej stronie znajdował się Paul Pogba. Odwróciłam się do Moraty, wydęłam usta i zrobiłam głupią minę. Popukał się w czoło, wskazał na siebie palcem i pokręcił głową.
-Dobra - szepnęłam. Rozsunęłam sukienkę, jedno ramiączko zsunęłam na ramię, buty wzięłam do ręki i otworzyłam drzwi.
-Hej, jest u was Rafa? - wypalił Paul.
-Nie, przykro mi nie ma - skłamałam. 

-Dziwne - minął mnie i wszedł do środka. - Wydawało mi się, że jest. - powiedział do Alvaro i Unice, którzy znów byli na kanapie.
-Możliwe, ale nic wam na to nie poradzę - zamknęłam drzwi i poszłam za nim.
-Rafa? - zajrzał do jego kuchni, ale tam go nie było. - Gdzie on jest?

-W Madrycie? - wzięłam się pod boki. - Odwala ci! - syknęłam i weszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i skierowałam się do szafy. Otworzyłam ją na oścież, zdjęłam sukienkę i wyciągnęłam rękę po wieszak. Jednak zamiast tego moja dłoń trafiła w coś ciepłego i miękkiego. Już miałam wrzeszczeć, ale Varane zasłonił mi usta i złapał w pasie.
-Nie krzycz, bo tu przyjdzie! - szepnął mi do ucha.
-Rafa! - warknęłam i odepchnęłam jego łapsko, które mnie kneblowało. - Chory jesteś?!
-Nie, ale nie mam ochoty go dziś widzieć. Będę się musiał tłumaczyć czemu nie odwiedziłem kumpla i w ogóle!
-Mogłeś mnie oświecić, że wie, że tu jesteś!
-Ale nie wiedziałem! - usiadł na łóżku i dopiero na mnie spojrzał. - Lils, w końcu jesteś w samej bieliźnie.
-Twój fart - przekręciłam oczami i nagle zapragnęłam czegoś spróbować. - Rafa - podeszłam go niego i usiadłam na nim okrakiem. - Lubisz mnie, co? - wodziłam palcem po linii jego szczęki.
-Bardzo - uśmiechnął się.
-Fajnie - pociągnęłam do góry materiał jego bluzki, a po chwili siedział przede mną z nagim torsem.
-Tylko tyle? - położył dłonie na moich udach, ale ja szybko wstałam i założyłam jego koszulkę. Zdjęłam stanik, rzuciłam na niego i wyszłam.
Paul  siedział na fotelu i oglądał to samo co Unice i Ally. Wszyscy na mój widok zaniemówili.
-Przepraszam cię, ale skoro nie ma Rafaela nie ma sensu, żebyś tu siedział, prawda? - uśmiechnęłam się grzecznie. - Chyba powinieneś poszukać go gdzie indziej.
-To jego koszulka - szepnął Paul.
-Owszem - pokiwałam głową. - Pożyczyłam sobie.
-Myślę, że powinieneś sprawdzić u Evry? - podeszłam do drzwi i otworzyłam je na oścież.
-Daj mi znać jak się zjawi, dobrze? - poprosił Pogba. - Mam do niego sprawę, a nie odbiera telefonów.
-Oczywiście - pokiwałam głową i wyszedł.
Unice i Ally nie skomentowali mojego przedstawienia nawet słowem. Gdy wróciłam do pokoju Varane leżał na łóżku i bawił się moim telefonem. Położyłam się obok niego i westchnęłam.

-Załatwione - mruknęłam.
-Dzięki - odparował.
-Dlaczego mnie pocałowałeś? - przekręciłam się na bok.
-Bo tak jakoś - wzruszył ramionami.
-Przyjaźnimy się od dziecka - szepnęłam.
-Tak - pokiwał głową. - Ale mi się podobasz - zdobył się na odwagę. - Od bardzo dawna, Lily. Tylko nie wiedziałem jak to załatwić. 

-Za pół roku kończę studia - pogłaskałam go po policzku.
-I co dalej?
-Praca w kancelarii jako adwokat.
-Gdzie?
-W Madrycie, głuptasie - uśmiechnęłam się.
-Nie wiem jak mam to z siebie wydusić.
-Najlepiej szybko - cmoknęłam go w usta.

-Chciałbym, żebyś została moją dziewczyną, Lils. Znamy się doskonale, wiemy o sobie wiele.
-To pytanie?
-Tak.
-Więc, tak - przytuliłam się do niego. - Ale zostanę do końca studiów w Turynie. Może teraz Unice mnie nie wykurzy. 
-Będziemy się odwiedzać, a potem zamieszkasz ze mną - pocałował mnie.
-I co dalej?
-Chcę zostać legendą Realu Madryt jak Iker Casillas albo Raul Gonzalez i być najlepszym piłkarzem na świecie jak Cristiano Ronaldo.
-Brzmi nieźle.

-A ty będziesz moja.
-Tak - szepnęłam i się uśmiechnęłam. Zależy mi na nim. Nagle uświadomiłam sobie jak bardzo.

Lily: Lilianne Verges León, WAG.
Henri: Za dużo wypiłaś?
Lily: Chodziłabym na bale charytatywne, siedziała w pierwszych rzędach na pokazach mody, pisałabym na twitterze jak jest fajnie ;)
Henri: Lils, nie chcę cię zasmucać... To już to wszystko robisz =)
Lily: Racja, zapomniałam :D Ale potem będę to robić pod innym nazwiskiem.

Henri: Ciekawe jakim? Morata? :P W Hiszpanii nie zmienia się nazwiska.
Lily: Ale Francuzi zmieniają.
Henri: Co chcesz przez to powiedzieć?
Lily: Lilianne Varane.
Henri: CO?!

Lily Verges @ LilianneVergesLeon
Jak smakują usta Galaktycznego?... Kosmicznie! ;*

Henri: Przestań wypisywać takie rzeczy na twitterze!
Lily: Bo co?
Henri: Bo zaraz się zczają o kogo chodzi!
Lily: A o kogo chodzi?
Henri: To oficjalne, że chcesz, żeby wszyscy o tym wiedzieli?
Lily: Mój najdroższy i najukochańszy bracie ;) TAK!
Henri: Jesteście nienormali.

Spojrzałam na leżącego obok mnie Rafę i cmoknęłam go w usta.

-Moja dziewczyna - uśmiechnął się zadowolony.


Lily Verges @ LilianneVergesLeon
@varaneofficiel Mój :*

Raphaël Varane @varaneofficiel
@ LilianneVergesLeon
 Lils :*

Lily Verges @ LilianneVergesLeon
@varaneofficiel
 To rzeczywistość, ale calma! Cytując @Cristiano

Cristiano Ronaldo @Cristiano
@ LilianneVergesLeon
Dwa kroki ode mnie, pani prawnik :)

Lily Verges @ LilianneVergesLeon
@varaneofficiel @Cristiano
JEST BOSKO! ;***







5. Męska pewność siebie bywa zgubna.

Jednak mieszkanie z piłkarzem jest cudowne! Wspaniałe!
Morata miał treningi, zobowiązania ze sponsorami i przede wszystkim mecze wyjazdowe!
Jak go nie było w mieszkaniu panowała błoga cisza. Rafa nie przeżywał swoich seriali (tak normalnie to zajebiście rozsądny chłopak, ale jak jest w swoim tv-świecie to koniec, przepadł), Unice nie było, a Tevez przestał nas odwiedzać, gdy wiedział, że panna Torres jest. Tylko nie było Alvaro i czasem mi się nudziło... Mieszkam z nim krótko, ale zgraliśmy się błyskawicznie.
No, ale jak to się mówi... Kota nie ma, myszy harcują!
Włączyłam sobie w telefonie nutkę autorstwa Natalii Oreiro, wystroiłam się w moratową bluzkę i jego skarpetki, a następnie udałam się do salonu.
Porwała mnie muzyka, więc wskoczyłam na kanapę i zaczęłam sobie tańczyć. Własne odbicie, niczym w lustrze, widziałam w ogromnym telewizorze powieszonym na ścianie.
Przymknęłam oczy i brykałam sobie wesoło, a gdy je otworzyłam... Odbicie oznajmiło mi, że nie jestem sama.
-Morata! - błyskawicznie stanęłam na puszystym dywanie i wyłączyłam piosenkę. Uważnie przyjrzał się mojej obudowie na telefon, która dziś była zielona i miała na sobie żabkę.
-Powinienem najpierw spytać czemu chodzisz w moich rzeczach czy tańcujesz po mojej kanapie? - syknął.
-Coś ty taki drętwy?! - podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu. Bez słowa upuścił na podłogę torbę i spojrzał na mnie bykiem.
-Zdejmiesz sama czy mam ci pomóc? - warknął.
-Wiesz, to nie jest zbyt dobry pomysł... - cofnęłam się do tyłu. - Skarpetki oddaję! - szybko zdjęłam je z nóg i rzuciłam na niego.
-Lily, jestem potwornie zmęczony i ty jeszcze mi dokładasz - ruszył w moją stronę.
-Alvarito, spokojnie - szepnęłam i tak się wycofywałam, że w końcu pokój się skończył a moje cztery litery oparły się o ścianę.
-Zdejmuj - stanął przede mną. Próbowałam ratować sytuację, ale prezentowała się ona tak, że nie miałam jak zwiać.
-Nie mogę - założyłam ręce na piersi. - Poza tym masz ich tak dużo, że jedna na mnie czy nie na mnie, nie powinno ci robić różnicy!
-Weź ją sobie - skapitulował. Wtedy do mieszkania weszła Unice. Zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem i podeszła do swojego chłopaka. Cmoknęła go w policzek.

-Lily, mogłabyś zdjąć ubranie mojego faceta? - spytała grzecznie. - I prosiłabym, żebyś więcej nie nakładała nic co należy do niego. - Nie patrząc na mnie weszli do jego sypialni.
-Halo? - do salonu zajrzała ciemnowłosa głowa.
-Rafa! - zapiszczałam i rzuciłam się kumplowi na szyję. - Rafael! - zaczęłam całować go w policzki. 
-Cześć, wariatko - chwycił mnie w objęcia. - Tęskniłaś za mną?
-Strasznie! Własnie panna Torres zażyczyła sobie, żebym nie nakładała ubrań Moraty - skrzywiłam się.
-Miała prawo.

-To tylko ciuchy!
-Gdzie oni cię zrobili, że jesteś taka niemożliwa? - uśmiechnął się i postawił mnie na ziemi.
-Nie wiem gdzie, ale urodziłam się w Paryżu - wyszczerzyłam zęby.
-Zdejmuj to i oddaj jej - puścił mi oczko.
-Chory jesteś - roześmiałam się.

-Zdejmuj - zaczął mnie łaskotać. - Po co ci kolejny konflikt?
-Zmuś mnie! - chichotałam.
-Dobra, rozbieram się do tego samego poziomu - wypalił i po chwili ściągnął z siebie buty, skarpetki, bluzę i spodnie. Stał przede mną w samych bokserkach i koszulce z telefonem w ręku. - Teraz - wyjął mój z ręki i położył oba na szafce. - Będzie równo.
-Myślisz, że tak za friko się rozbiorę i będziesz mógł się gapić na moje cycki?
-Lils - pogłaskał mnie pod brodą. - Nie bądź uparta.
-Wcale nie jestem! - oburzyłam się.
-Jasne - pokręcił głową.
-Jesteś chory - odepchnęłam go i chciałam przejść, ale objął mnie w pasie i stanowczo oparł o ścianę. Nim zdążyłam zareagować wpił się w moje usta, a ja... Zamiast się sprzeciwić wplotłam palce w jego włosy i oddawałam każdy pocałunek.
Poczułam jak jego dłoń wślizguje się pod koszulkę, błądzi po moich plecach.
-Rafa... - wyszeptałam odrywając się od niego i oparłam czoło na jego torsie.
-Co? - drgnął.
-Nic - pokręciłam głową i odsunęłam się od niego. Teraz mnie nie powstrzymywał, więc ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Przy drzwiach zdjęłam bluzkę i do środka weszłam jedynie w majtkach.
Ubrałam się w piżamę, zmieniłam obudowę (taka fobia, wszystko musi mi do siebie pasować) i wskoczyłam na łóżko.

Lily: Rafa przyjechał.

Henri: Fajnie! Pozdrów go ode mnie!
Lily: Pocałował mnie.
Henri: Pierdolisz.
Lily: Sam pierdolisz! Co noc inną!
Henri: Lils, całowałaś się ze swoim najlepszym przyjacielem!
Lily: Wiem.
Henri: I co?
Lily: I chcę jeszcze raz!

Nakryłam się kołdrą i westchnęłam cicho. Przyjaciel...

Rafa: Przepraszam, Lils... Nie wiem co mam powiedzieć.
Lily: Chodź tu.

Co ja wyprawiam?

Drzwi się otworzyły niemal natychmiast i wszedł Rafa. Położył się obok mnie i spojrzał mi w oczy. Warto dodać, że w pokoju było ciemno jak w dupie, trochę poświaty dawało światło księżyca wpadające przez okno.
-Zamieszałaś mi w głowie - szepnął.
-Jakbyś wcześniej nie miał tam pomieszane - odparowałam.
-Lils - zaśmiał się i podsunął bliżej.
-Muszę iść jutro do fryzjera - palnęłam, żeby coś powiedzieć.
-Po co? - objął mnie w pasie.
-Podciąć końcówki.
-Mnie się podoba - mruknął i zaczął całować mnie po szyi. Żołądek mi się skręcił i oddech przyśpieszył.
-Varane, uspokój się - wysiliłam się na zjadliwy ton.
-Mogę się założyć, że nie potrafisz mi się teraz oprzeć - uśmiechnął się.
-O co?
-O co chcesz, ale ja chcę cię nago - oczy zalśniły mu łobuzersko.
-Rafa, jeszcze wczoraj byliśmy najlepszymi przyjaciółmi a dziś mnie całujesz i się do mnie lepisz! 

-Podobasz mi się od dawna, ale się bałem... Dziś tak na mnie skoczyłaś i zareagowałem impulsywnie... Przepraszam jak...
-Rafa - roześmiałam się wesoło i mocno do niego przytuliłam.
-Mogę zostać?

-Tak. Raz się żyje. Może impuls i najlepszy przyjaciel to jest to?


Rano byłam tak przejęta tym, że tatko pozwolił mi dołączyć do prawników zajmujących się jedną z jego spraw, że niemal zapomniałam o Rafaelu. 

-Boję się co powie Morata, gdy wyjdę do kuchni.
-Nic. - wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go za sobą. Unice i Ally jedli śniadanie. Panna Torres na widok Varane'a uniosła tylko jedną brew i zerknęła na swojego chłopaka. Morata położył dłoń na oparcie jej krzesła i spojrzał na nas uważnie.
-Nie wiem o której wrócę, robaczki - zakomunikowałam im, siląc się na radosny ton. - Jak wyglądam?
-Wiesz, że jest luty? Nawet w Hiszpanii ciut za zimno na szpilki - odpowiedział Ally.
-Zabawne, ale cały dzień spędzę w biurze.
-Miłego dnia. - powiedziała Unice.
-Dzięki i wzajemnie - założyłam płaszcz i chwyciłam do ręki chustkę.
-Pa - cmoknęłam Rafę w usta i udałam się do przedpokoju. Trzasnęłam drzwiami jakbym wychodziła i czekałam w bezruchu.
-Lily? - mruknęła Unice. 

-Lily - odpowiedział Rafa.
-Pilnuj się, Varane - dodał Morata.
-Bo jak jeszcze raz zbliży się do mojego chłopaka to nie będzie litości - szepnęła Torres. - Możesz jej to powiedzieć.
-Weź, nie rób sobie jaj - prychnął.
-Znasz mnie tyle lat... - westchnęła. - Gdy żartuję to żartuję. 
-Wezmę prysznic - zakomunikował Ally i poszedł do łazienki. Na szczęście mnie nie zobaczył!
-Rafa, niedługo przeprowadzę się do Turynu i zakomunikuję Canalesowi, że czas jego przysługi dobiegł końca. Lepiej do tego czasu ją stąd zabierz, bo potem trafi do ojca i już jej nie odzyskasz.
-Co ty pleciesz? - burknął.
-Varane, proszę - zaśmiała się. - Obserwuję was codziennie i codziennie widzę jak szczerzysz się do telefonu. Kochasz ją. Uświadom to sobie.
Co? Rafa mnie kocha? Tak naprawdę kocha?





Czekam aż mu odrosną ;)

Co byście powiedzieli na nowe opowiadanie, gdzie główną rolę odgrywałby Leo Torres? ;) Taki niegrzeczny Leo :D

http://wart-grzechu.blogspot.com/p/blog-page.html 

4. Grunt to informacja.

Ruszyłam do jednego z najpopularniejszych barów w centrum Turynu. Mieszkam tu już piąty rok i znam lepsze miejscówki.
Usiadłam przy barze i zamówiłam sobie drinka. Zdążyłam upić łyk, gdy usadowił się obok mnie jakiś osobnik.
-Cześć, Lils - uśmiechnął się uroczo.
-Cześć - odwzajemniłam gest.
-Nudzisz się? - zamówił sobie sok.
-Chcesz mi umilić czas?
-Szukają cię - upił łyk patrząc przed siebie. - Morata nigdy nie zdradził Unice, a dziś... Zrobi wszystko, żeby to się nie powtórzyło. Kocha ją i ożeni się z nią.
-Skąd ta pewność?
-Są razem sześć lat, myślisz, że zostawi ją dla chwilowej fascynacji? Myślisz, że Unice odda go bez walki?
-Widzisz we mnie zagrożenie, Llorente? - warknęłam.

-Nie. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że Juventus nie składa się z piłkarzy, którzy nie lubią Unice. Ja lubię i to bardzo. Jest Hiszpanką, ma charakter i mimo wszystko, mimo tego co wygaduje Tevez, kocha Moratę najbardziej na świecie. Jeśli będzie musiała wybrać bez wahania wybierze jego. A ty wrócisz do Paryża.
-Przekonamy się - syknęłam.
-Nie wygrasz z nią.


Wróciłam do mieszkania w środku nocy. Moraty oczywiście nie było, pewnie poszedł przepraszać Unice.
Zdjęłam stanik i pomaszerowałam do jego pokoju.
Rozejrzałam się i wsunęłam go pod jego poduszkę.
Kochaniutki, jak zobaczy to twoja laseczka to jesteś martwy. Akurat staniki szyte mam na zamówienie i wszystkie, co do jednego, są podpisane. Aż miło popatrzeć na drobne literki układające się w: Lilianne Verges León.
Zadowolona udałam się do swojego pokoju i poszłam spać.


Rano obudziło mnie pikanie telefonu. Przetarłam oczy i przeczytałam smsa od Rafy.

Rafa: A jednak Naomi dogadała się z bratem.

Boże, co mnie obchodzi jakaś Naomi z serialu?! Zwłaszcza o ósmej rano!

Henri: Będę za 15 minut. Otwieraj wrota!
Lily: Mój sługus Ci otworzy. Wal długo w drzwi i krzycz: Morata, tu Verges!
Henri: OK

Dwadzieścia minut później rozległ się wrzask w przedpokoju.
-MORATA! OTWIERAJ, TU VERGES!
Na reakcję Alvaro nie trzeba było długo czekać. Zareagował błyskawicznie a po chwili mój brat leżał obok mnie.
-Chlałaś? - spytał.
-Chciałabym, ale niestety nie - burknęłam. - Ojciec doprowadził do tego, że Morata pilnuje mnie niczym Cerber.
-A Canales tak go zachwalał! - zacmokał. - Że to taki fajny chłopak, że bezproblemowy!
-Bo jest spoko, serio. Tylko wczoraj...
-Co mu zrobiłaś? - zaciekawił się.
-Wiesz, nie jesteś osobą z którą chcę to omawiać - syknęłam.
-Czyli było zbliżenie. Buziak czy już więcej?
-Henri - warknęłam.
-Przepraszam - spasował. - Buzi?
-Nie, ale brakowało milimetrów - przyznałam.
-On ma dziewczynę, nie? Tak w każdym razie mówił Sergio.
-Nie uważasz, że Canales to podła menda? - spojrzałam w jego brązowe oczy, które były tego samego koloru co moje i taty. Kochałam ich barwę, bo tatko i Henri byli najważniejszymi facetami w moim życiu. Na razie.
-A jaki ma być skoro jest z Cristiną? - westchnął. - Lily, jak ona mnie wkurwia.
-Co się stało? - drgnęłam.
-Nic, po prostu wkurwia mnie jej stosunek do ojca. Stary tyra jak wół, ciągle nad nią skacze a ona ciągle "nie" - skrzywił się. - Sam jestem niewdzięczny, bo tylko wydaje kasę, która mi daje, no, ale po coś mi ją daje - puścił mi oczko.
-Crissie... - zaczęłam, ale urwałam, bo jakoś brakowało mi słów, żeby ją bronić.
-Właśnie - zaśmiał się.
-MORATA! - usłyszeliśmy z głębi mieszkania.
-O! - zatarłam ręce i usiadłam. - Unice!
-Unice? - zainteresował się.
-Dziewczyna Moraty. Chodź! - zerwałam się. - Ona jest zabawna!

Lily: Unice jest wściekła! Chcesz się rozerwać? :D
Tevez: Jadę! Nie pozwól się jej uspokoić!

Schowaliśmy się w kuchni podczas, gdy Unice dyskutowała z Moratą w salonie. Spodziewałam się ciut lepszego przedstawienia.
-Ma okres? - wyszeptał Henri.
-Cholera ją wie. Czekaj, przyjdzie Tevez to ją doprowadzi do ładu - mruknęłam i po cichu przemknęłam do przedpokoju, gdzie przekręciłam klucz w zamku i wróciłam do brata.
Pięć minut później do salonu wparował Carlos, oczywiście zostawiając drzwi otware na ościerz.
-Torres! - zawołał głośniej niż ona. - Kochana, co się tak ciskasz?!
-Wynos się! - wskazała mu drzwi.
-Cześć, Carlos - do salonu wkroczył Henri i uściskał go. Mój braciszek prezentował się bosko! Wysoki, przystojny, granatowy sweter, jeansy, białe adidasy. Wszystko drogie i markowe. Wydawał więcej kasy ode mnie, ale nie koniecznie na cichy...
-Verges! - ucieszył się Tevez. - Długo tego słuchasz? - powiedział po angielsku. Ja ze swoim braciszkiem zazwyczaj rozmawiałam po francusku, nie licząc czasu, gdy byliśmy w Anglii, wtedy tylko angielski.
-Wystarczająco.

Rafa: A jak im nie wyjdzie?

-Komu? - szepnął Henri zaglądając mi przez ramie.
-Namoi i jej bratu albo Liamowi i Annie - mruknęłam.
-Co? zdziwił się Henri.

-Nic - machnęłam ręką.
-Tevez, to nie jest burdel, żebys tu wpadał jak chciał - fukneła Unice.
-Naprawdę? - Carlos spojrzał na nią cynicznie. - Wiedziałem, że skądś kojarzę twoją twarz - wypalił. Morata aż drgnął.

-Stary uważaj sobie - stanął przed Unice. - Możecie się nie lubić, ale nie będziesz jej tak obrażać.
-Żebym jeszcze skłamał! - krzyknął Tevez.
-Zamknij się - szepnął i miał bardzo poważną minę. Unice ujęła go za ramię i pokręciła głową.
-Cześć, jestem Henri Verges, brat Lily - przedstawił się mój gwiazdor.
-Unice Torres - mruknęła i uścisneli sobie dłonie.
-Zwijamy się? - spytał Carlos Moraty. Ally spojrzał na nią, a ona cicho westchnęła.
-Porozmawiamy jak wrócisz, dobrze? - powiedziała a on pogłaskał ją po policzku.
-Dobrze. Odpocznij - Unice kiwnęła głową i poszła do jego sypialni. - Tevez - warknął i bez ceregieli złapał kumpla za koszulkę z przodu. - Nie obchodzi mnie co do niej masz, ale to były twoje ostatnie chamskie słowa kierowane do mojej dziewczyny, rozumiesz?

-Czemu się tak ciskasz? - jęknął.
-Bo nie pozwolę ci jej tak traktować, czaisz? Chcę, żeby ze mną zamieszkała i chcę, żeby polubiła otoczenie, w którym się znajduję. Jeżeli obrazisz ją jeszcze raz obije ci ryj i nie będzie zmiłuj.
-Morata! - wyrwał mu się. - Ona ma cię w dupie! Liczy się Real!
-Wiem co liczy się dla mojej dziewczyny, znam ją lepiej niż siebie samego. Przestań mi mówić takie głupoty, bo i tak w nie nie uwierzę. Mam nadzieję, że zrozumiałeś - odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku swojego pokoju. Otwierając drzwi dostrzegłam, że tuż za nimi stała Unice. Przytuliła się do niego, a on nogą zamknął za sobą drzwi.
-On ją kocha - powiedział Henri.

-A ona ma go gdzieś - warknął Tevez.
-Nie powtarzaj tego - poklepałam go po plecach.
-Sis - Henri objął mnie ramieniem. - Zakupy?
-Stawiasz?
-Za co? - zaśmiał się.
-Daj mi chwilę - mruknęłam i poszłam do siebie. Szybko się ogarnęłam i wyszłam do przedpokoju. Teveza już nie było, Henri grzebał w lodówce a Morata siedział na kanapie i zawiązywał buty. Usiadłam obok niego i położyłam mu rękę na kolanie. 
Oparłam głowę na jego ramieniu i westchnęłam cicho.
-Nie - szepnął i się odsunął. - Lubię cię, ale ją kocham.
-Co? - zdziwiłam się.
-Możesz tu mieszkać, ale traktuj mnie jak kolegę, jak kogoś obcego. Unice denerwuje się tym, że tu jesteś. Jest zazdrosna i wcale się jej nie dziwię. Gdyby mieszkała z jakimś piłkarzem, którego nie znam dostałbym szału na miejscu. Jak na nią jest bardzo opanowana. Rozmawiała z tobą?
-Nie, a co?
-To dobrze. Miłego dnia, Lily. - wstał i wyszedł.






3. Współlokator jak złoto...

Rafa: Myślisz, że Unice bardzo by się zdenerwowała jakby np. Pogba zostawił jej otwartą walizkę na balkonie a w nocy padał deszcz?
Lily: Zostawił?
Rafa: Zostawił ;)
Lily: Varane, jak mogłeś do tego dopuścić? Ty, taki porządny, prawie wzór!
Rafa: "prawie" rujnuje mi życiorys i nazywa się Karim Benzema ;/ A o tej walizce napisał mi Paul przed chwilą. Lubię Unice.

Lily: Nie słyszę, żeby się darła.
Rafa: Może Ally pomaga się jej zamknąć? :)
Lily: Szczerze? Wątpię w to. Chociaż... Nie wiem czemu z nią jest, wydaje się wredna.
Rafa: Właśnie to chce dowieść Tevez!
Lily: Tevez to lepiej niech się skupi na lepiej grze.


Wyszłam z pokoju i zerknęłam przed drzwi balkonowe. Była tam otwarta walizka pełna ubrań... i wody.
-Hej, Lily - przywitał się Ally, który właśnie wyszedł ze swojego pokoju. Miał na sobie jedynie spodenki... O fuck! Oddychaj, Lils, oddychaj!
-Cześć - pomaszerowałam za nim do kuchni i usiadłam na krześle.
-Jak się spało na nowym miejscu? Ponoć pierwszy sen jest najważniejszy - uśmiechnął się i podsunął mi szklankę soku pomarańczowego.
-Nie pamiętam - wzruszyłam ramionami. - Alvaro?
-Tak? - mruknął i zajął się pochłanianiem płatków prosto z pudełka.
-Twoja dziewczyna tu nocowała? - spytałam. Skrzywił się delikatnie i pokręcił głową.
-Jest w Mediolanie u brata, mam jej odwieźć walizkę, bo jutro wraca do Madrytu.
-Lepiej niech sama po nią przyjedzie... - uśmiechnęłam się słabo. Przestał przeżuwać i rozejrzał się uważnie.
-Gdzie ona jest? - wyszedł do salonu. - Kurwa! - wrzasnął. - Jestem trupem - oznajmił, gdy wrócił. - Zabije mnie, zajebie jak psa - usiadł na kuchennym blacie.
-Drogie ciuchy? - pokiwałam głową.

-Nie! Unice ma tylko realowe ciuchy, ale sam fakt, że nie dopilnowałem!

Lily: Unice sobie poszła, walizkę miał jej przywieźć Morti... Teraz przeżywa, że go zabije.
Rafa: Bo zabije ;D

-Udam, że nie pamiętam! - pstryknął palcami. - Może wyschnie, co? - spojrzał na mnie, ale w odpowiedzi się tylko skrzywiłam. - Wiem, kapnie się.

Cristina Llorens: Sergio mówił, że powinnaś uważać na dziwne akcje tych jełopów. Tevez jest ponoć najgorszy.
Lily: Dzięki, Crissie, ale dam sobie radę. Zapomniałaś, że jestem od Ciebie starsza pół roku, a oni boją się Taty.
Cristina Llorens: "Taty" ;/ dobre sobie.

-Musisz poradzić sobie z tym sam - wstałam i schowałam telefon do torebki. - Muszę spadać na uczelnię.
-Jakaś rada? - rozłożył ręce.
-Ubierz się - uśmiechnęłam się i wyszłam.


Po południu, gdy skończyłam już zajęcia postanowiłam napić się kawy i pójść na zakupy.
Chodziłam sobie zadowolona po sklepach z kubkiem czarnego płynu prosto od Starbucks'a, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis: Paul Pogba.
~Potrzebuje cię! Zapłacę!
-Ziomuś, chyba ci się numery pomyliły.
~Nic mi się nie pomyliło!
-Czego chcesz?
~Morti mnie ściga.
-Paul, nie jestem twoją obrończynią, bo zamieszkałam z Moratą. Zostawiliście walizkę na balkonie? Zostawiliście! Odpowiadaj w końcu za swoje czyny!
~To nie to.
-To co?
~Mam coś kupić Unice na przeprosiny i nie wiem co - jęknął.
-Miotłę.
~Pomyślałem o tym samym, ale Morata kazał mi spierdalać z takimi podarkami.
-Zasponsoruj jej weekend w SPA.
~Takiej paskudzie żadne SPA nie pomoże - mruknął cicho.
-Dokładnie - przytaknęłam.
~Ona pojedzie, a my zrobimy imprezę!
-Miejmy nadzieje, że utopi się w jakimś błocie.
~Właśnie! Dzięki, jestem twoim dłużnikiem! - rozłączył się.
Unice wydaje mi się nawet sympatyczna, ale jakimś szczególnym uczuciem jej nie darzę.


Wróciłam do mieszkania po południu. Morata spał na kanapie z pilotem do telewizora na brzuchu. Miał na sobie czarne spodenki i białą bluzkę.
Przysiadłam na brzegu kanapy i przyjrzałam mu się dokładnie.
Był ładny, przystojny nawet. Poznałam go na początku 2010 roku, gdy Canales zmienił barwy, był takim śmiesznym, wyrośniętym dzieciaczkiem. Uśmiechał się do mnie grzecznie i nic nie zwiastowało tego, że zmieni się w wielkiego faceta z barami jak u jakiegoś byka! Musiał już wtedy być z Unice, ale ja byłam w Madrycie kilka razy.
-Lils, zrób mi jeść - mruknął i łypnął na mnie jednym okiem.
-Czy wyglądam na twoją służącą? - prychnęłam.
-Czy ja pytam jak wyglądasz? Zrób mi jeść! - jęknął.
-Matko - sapnęłam i wstałam. Przygotowałam mu talerz kanapek, nalałam soku pomarańczowego i zaniosłam do salonu. Postawiłam na ławie i usiadłam na kanapie obok niego.
-Dzięki! - cmoknął mnie w policzek i zajął się pochłanianiem posiłku. - Robimy imprezę, wiesz? - zerknął na mnie.
-Wiem, Paul mi mówił - pokiwałam głową i włączyłam telefon. - Zagramy w coś? - zaczęłam przeglądać jego gry.
Po moich słowach jakby w niego jakiś diabeł wskoczył! Zjadł kanapki w tempie ekspresowym, popił i rzucił mi pada.
-W co chcesz? - otarł usta ręką.
-Fifę? Ally, dobrze się czujesz? - zatroskałam się.
-Doskonale! Myślałem, że Canales przyprowadzi mi tu naburmuszoną siostrę Cristiny, która będzie cały czas siedzieć w pokoju i zakuwać, a tu proszę! Anioł! - wyszczerzył do mnie zęby. - Nie dość, że mnie karmi to jeszcze chce ze mną grać! - cieszył się.
-Stul pysk, pajacu i włącz w końcu grę - roześmiałam się.


Wieczorem, gdy już wybadałam, że Unice nas nie odwiedzi wystroiłam się w kupiony strój i wyszłam do salonu. Alvaro siedział na kanapie (przykleił się?), na ławie stała butelka piwa i jakieś suszone owoce.
-I jak? - uśmiechnęłam się od ucha do ucha i okręciłam na pięcie. Na sobie miałam białą wyjazdowa koszulkę AC Milanu zakupioną na mecz Ligi Mistrzów. 

-A Canales mówił, że jesteś nasza - mruknął.
-Nie jestem. Od kiedy jesteś tak zgrany z nowym zespołem?

-Odkąd tu jestem. Zdejmuj to szybko!
-Czemu? - zdziwiłam się.
-Bo tak mówię!
-Nie! - założyłam ręce na piersi.
-Lils, nie rób cyrku - wstał i podszedł do mnie. - Zdejmuj to! - syknął.
-Bujaj się, Morata! - pokazałam mu język i wskoczyłam na kanapę. Owszem, nie wzięłam pod uwagę faktu, że Moratka postanowi mnie gonić...
-Vegres, wracaj tu! - latał za mną po całym salonie aż w końcu dorwał mnie w kącie. - Zdejmuj!
-Spadaj! To moje i będę im kibicować! - oburzyłam się.
-Chyba po śmierci, bo Ramos ukatrupi cię na miejscu! - zaczął mnie rozbierać. On ciągnął w górę, ja w dół. W końcu wyskubał mnie z koszulki, ale nie chciałam mu jej oddać i efekt był taki, że trzymałam ją za sobą, miałam w nią zawinięte ręce a to wszystko chciał mi wyszarpać Ally.
-Zostaw! - sapnęłam.
-Nie! - burknął. Dmuchnęłam go prosto w ucho i nagle się wyprostował.
Sytuacja była taka: stałam w samym staniku z rękami na plecach. Morata stał przede mną, teoretycznie mnie obejmował, praktycznie wgniatał się klatką w moje cycki. Nasze twarze dzieliły centymetry.
Czułam jak powietrze gęstnieje, robi mi się gorąco, policzki zaczynają czerwienieć, oddech przyśpiesza...
Próbowałam się uspokoić, ale... Nie chciałam. Bo niby czemu?
Sprytnie przesunęłam ręce bardziej za siebie co zmusiło Alvaro, żeby bardziej się nade mną pochylił. Widziałam, że ma te same problemy co ja.
Odważnie popatrzyłam mu w oczy i w wyobraźni widziałam jak mnie całuje. Jak nasze usta się zbliżają, a potem miażdży swoimi wargami moje. Smakuje jak banany, które właśnie jadł. Czułam dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy nasze języki się stykają. Ten cudowny żar w podbrzuszu, motyle w żołądku...
-Ally? - usłyszeliśmy i bum!, mój sen na jawie zniknął.
Wychyliłam się i za brunetem dostrzegłam Unice, która wpatrywała się w nas z otwartymi ustami.
-Kochanie - Ally odzyskał przytomność. Puścił mnie, odwrócił się błyskawicznie, ale na tyle był domyślny, że zasłonił mnie swoim ciałem.
-Co ty robisz? - szepnęła blednąć.
-Nic - odpowiedziałam. - Fajnie cię widzieć! - uśmiechnęłam się sztucznie do blondynki i zniknęłam w swoim pokoju.
Opadłam na łóżko i odetchnęłam głęboko. Boże, prawie pocałowałam zajętego chłopaka!

Rafa: Oglądam właśnie 90210... Myślisz, że Liam będzie z Annie? Tylko czekam aż się przyliżą i pójdą do łóżka. Oni wszyscy zawsze chodzą do łóżka.
Lily: Zostaw te seriale, bo będziesz jak Benzema.
Rafa: Benz nie ogląda seriali, Benz robi to co serialowi bohaterowie. Tylko tamtych scenarzyści jakoś zbierają, a Benz... No cóż.
Lily: Napiłabym się.
Rafa: Nie rób nic głupiego! Masz w sobie dużo z Benzemy, gdy idziesz na żywioł.
Lily: Bujaj się





No, to podgrzewamy akcje :)

2. Słodkie początki.

Cóż mam powiedzieć? Mój, bystry jak tępa dzida, szwagier wprowadził mnie do obcego kolesia. Ba!, przetransportował wszystkie moje rzeczy i zaniósł do nowego pokoju. Właściciel mieszkania leżał na kanapie, wsuwał jakieś chrupki i oglądał mecz. Mamrotał coś, że to już nie przysługa i nawet się nie podniósł.
Dostałam całkiem ładne lokum, nie powiem.
Ściany były żółte, meble z miodowego drzewa, łóżko nakryte bordową narzutą... Zacnie.
Usiadłam na czarnym krześle przy biurku i patrzyłam jak Sergio tacha kartony.
Telefon zawibrował mi w kieszeni, więc szybko go wyjęłam.

Cristina Llorens: W razie problemów z Moratą - pisz! Nie daj się zwieść jego słodkim oczkom. To jełop jak każdy z Realu, chociaż to teraz Juventus. Wszyscy Królewscy są sympatyczni, ale trzeba trzymać ich krótko.

 
Moja siska jest słodziutka. Normalnie jak ulepek.
Zapewne Canales już wprowadził mojego nowego współlokatora w moją zawiłą historię rodzinną... Pieprzy o tym na prawo i lewo. A co ja poradzę na to, że mój tatko nie mógł trafić? Szukał i płodził dzieci póki sperma była dobra, nie? W każdym razie prawdopodobnie planował zakończyć na mnie, ale wyszła mu Crissie... Nie lubi jak tak do niej mówię. W ogóle mam wrażenie, że mnie nie lubi. Mieszkałyśmy razem przez mój pierwszy rok studiów tylko dlatego, że tatko płacił za mieszkanie. Pomógł Canalesowi 
(ale to tajemnica) przenieść się na Bernabeu. Dzięki jego protekcji Real stwierdził, że taki talent lepiej mieć u siebie. Niestety Sergito się przetransferował i nagle stwierdził, że nie kocha mojej siski. Był z jakąś holenderską fotografką czy graficzką. Dlatego Crissie mieszkała ze mną i naszą pomarszczoną, świeć Panie nad jej duszą, ciotką w Turynie. Jednak Canales zostawił Holenderkę i wrócił z podkulonym ogonem do Crissie. Potem oni wyjechali do Walencji, a ja zostałam z cioteczką, która niedługo wykitowała. Zamieszkałam z przygłupowatymi koleżaneczkami z roku. Na szczęście już się od nich uwolniłam, myślałam, że dostanę wolność i co? Trafiłam na "jełopa" z Realu, znaczy Juventusu.
Szczerze mówiąc to nie ogarniam bardzo tych piłkarzy. Poznałam kilku, gdy Sergio jeszcze grał dla Los Blancos, ale bardziej byłam zainteresowana studiami, nowym życiem niż piłkarzami.
Kibicuje PSG, ale to wpoił mi tato i mam tego nie mówić na terytorium wroga, czyli wszędzie poza Francją i Paryżem
Wychował mnie najlepiej jak potrafił. Mógł mnie oddać do szkoły z internatem, gdy tylko doszłam do wieku, gdy wkracza się na ścieżkę edukacji... Nigdy tego nie zrobił. Pozwolił mi chodzić do zwykłej podstawówki, codziennie mnie woził, starał się odrabiać ze mną lekcje, był na wszystkich debilnych przedstawieniach. Po pewnym czasie to ja stwierdziłam, że spróbuje w tej szkole z internatem. Wytrzymałam całe trzy lata, ale zatęskniłam za tatą. Przeprowadziliśmy się do Lille. Tato miał tam zaufanych przyjaciół i cały rok chodziłam do normalnej szkoły. Tylko nie byłam już smarkaczem, który cały czas potrzebował tatusia i widziałam, że nie jest mu zbyt dobrze. Podejrzewam, że miał kogoś w Paryżu, ale wybrał mieszkanie ze mną dla mojego dobra... Wróciłam do internatu. Następnie wybrałam studia w Turynie, chociaż planowałam Madryt, bo skoro doskonale poznałam ojczyznę ojca, czas na ojczyznę mamy. Zmieniłam jednak zdanie. Matki nigdy jej nie poznałam, umarła wskutek powikłań poporodowych.
Mój tatko zazwyczaj jest kochany i pozwala mi na wszystko. Ma jednak zdrowy rozsądek i uważa, że nie mogę mieszkać sama. Teraz miałam do wyboru dwie opcje: znajdę porządnego współlokatorka, albo zamieszkam z moim bratem w Paryżu. Z racji, że Henri jest ode mnie trzy lata starszy i wychowywała go mama, tatko tak nad nim nie skacze jak nade mną. Podobnie jak nad Cristiną. Różnica między nimi jest taka, że Henri kocha tatkę, szanuje go i zachowuje się normalnie. Crissie strzela głupie fochy i ma jakieś wąty. No, ale bardzo lubię jej chłopaka. Powiedziałam mu o moich mini tarapatach i pomógł mi. Czemu nie chciałam zamieszkać z bratem, a zdecydowałam się na obcego chłopaka? To proste. Uwielbiam Turyn, a Paryż bez taty jest nudny.
-To już wszystko - zakomunikował mi Canales. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?
-Nie, dziękuję - cmoknęłam go w policzek. - Pozdrów Crissie.
-Dobra, nara. Cześć, Morata! - krzyknął i wyszedł.
-Joł, współlokatorze - usiadłam obok bruneta.
-Joł - puścił mi oczko i dalej opychał się suszonymi bananami.
-Masz jakieś denerwujące cechy, które doprowadzą mnie do szału? - wypaliłam.
-Jestem facetem? - zerknął na mnie.
-Mam okres co miesiąc i co miesiąc mogę cię zamordować? - uniosłam jedną brew.
-Mam dziewczynę od sześciu lat. I siostrę od urodzenia - uśmiechnął się.
-A ja brata - przybiliśmy "żółwika". Ktoś zapukał do drzwi, ale żadne z nas się nie ruszyło.
-Zasada jest prosta - powiedział poważnie. - Gdy ktoś się dobija to otwierasz... Albo nie - wyszczerzył zęby.
-Ally! To ja! - krzyknął jakiś damski głos, który spowodował, że Morata niemal teleportował się pod drzwi.
-Kochanie! - zawołał, gdy otworzył.
-Chyba kpisz? - prychnęła jakaś blondwłosa niewiasta wpychając mu w rozłożone ramiona ogromną walizkę. - Jestem zmęczona! - oznajmiła i ruszyła do salonu. Po chwili jednak przystanęła, odwróciła się na pięcie i zarzuciła mu ramiona na szyję. Morata objął ją w pasie i pocałował. - Przepraszam, miałam strasznie zły dzień w telewizji. I strasznie się za tobą stęskniłam i strasznie cię kocham! - mówiła, Uśmiech na ustach Moraty był coraz szerszy, a maślane oczy coraz większe. 

Puściła go i skierowała się do salonu. A tu? Psikus! Ja!
-Hej - uśmiechnęłam się i wstałam z kanapy. - Jestem Lily - wyciągnęłam rękę.
-Unice Torres - uścisnęła ją i spojrzała na swojego faceta. - Kocie, masz ochotę mi coś wyjaśnić?
-Nie - pokręcił głową.
-Morata - wysyczała przez zęby. Przysięgam, że poszła jej para nosem! Zaraz będzie ziać ogniem jak smok!
-To przysługa dla Canalesa - postanowił jednak wyjaśnić.
-Jak wspominałeś o jakiejś przysłudze to myślałam, że chodzi o coś niewielkiego - wysiliła się na spokój.
-No, Lily nie jest za duża - przyjrzał mi się uważnie. Dziewczyna wzniosła oczy do nieba i westchnęła cicho. - Herbaty? - spytał i wystartował do kuchni.
-Długo będziesz tu mieszkać? - zwróciła się do mnie.
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Na razie tak. Rozumiem, że ty tu nie mieszkasz?
-Nie - pokręciła głową.
-Ooo... A ile jesteście razem?
-Sześć lat - mruknęła.
-Długo - skwitowałam i udałam się do kuchni. Usiadłam przy stole i wyszczerzyłam zęby do Moraty.
-Co? - postawił przede mną kubek w misie.
-Ładna - wskazałam głową na salon, gdzie została Unice.
-Bo moja, miss mojego serca - wypiął dumnie pierś.
-Miss Ibizy Mokrego Podkoszulka 2012 - szepnęłam i puściłam mu oczko.
-Serio?
-Morti, czemu nie zamykasz swoich wrót? - zawołał ktoś z przedpokoju. - Unice, przeprowadzasz się, że przyszłaś z walizką? Prędzej spodziewałbym się trzęsienia ziemi niż tego, że Morti zdecyduje się na samobójstwo! - zarechotał. Znam ten głos.
-Chodź tu, błaźnie! - krzyknął Ally i do kuchni wszedł... Carlos Tevez.
-Lily, co tam?! - cmoknął mnie w policzek. - Młody, rundka? - udawał, że gra na konsoli.
-Pewka!
-Lils, słyszałem, że będziesz mieszkać z tą niewydarzoną ofiarą - usiadł obok mnie.
-Kocham piłkarzy i wasze kanały plotkarskie - chwyciłam go za rękę.
-Canales szepnął Llorente - uśmiechnął się niewinnie.
-Wiem - zrobiłam tę samą minę.
-Tevez, to nie Afryka tu się drzwi zamyka! - warknęła Unice i trzasnęła drzwiami wejściowymi. Potem przyszła do nas i stanęła obok Moraty.
-Nie zamykałem, żebyś mogła szybciej wyjść - wyszczerzył się bezczelnie.
-Nie bądź taki hop-siup do przodu, bo ci z tyłu zabraknie - syknęła.
-Z tyłu jak z tyłu, grunt, żebym z przodu miał - zachichotał. - Zaraz będzie Pogba - zerknął na zegarek i w tym samym momencie ktoś zapukał.
-Czy to jakiś dom kultury?! - zdenerwowała się Unice, a Ally popędził otworzyć.
-Cześć - do kuchni wszedł uśmiechnięty Paul Pogba. Kolega z drużyny tych dwóch, a mój dosyć dobry kumpel. Przyjaźni się z moim najlepszym i najukochańszym przyjacielem, z którym się wychowałam a mianowicie Raphaelem Varanem. Jego rodzice są przyjaciółmi mojego tatka, więc znamy się doskonale. To ja uczyłam go hiszpańskiego i to on zapoznał mnie ze sporą częścią Realu i reprezentacji Francji.
-Jeszcze tego tu brakowało - burczała Unice. Nie wyglądała zbyt sympatycznie. Oczy miała podkrążone, szarą cerę.
-Możesz wyjść, otworzę ci, chcesz? - zaoferował się Tevez.
-Dziękuję za twoją uprzejmość - mordowała go wzrokiem.
-Co ty taka napięta jesteś od rana? - zdziwił się Pogba.
-Jak Morti nie rozpiął to ona napięta - wypalił Carlos.
-Ally - wyszeptała Unice. Jej chłopak objął ją ramieniem i cmoknął w policzek. Wtuliła się w jego szyję i widziałam jak miarowo oddycha.
-Witam, jest tu ktoś? - zjawiła się kolejna postać. Tym razem to ja zerwałam się z krzesła.
-Tatku! - rzuciłam się ojcu na szyję. - Fajnie, że jesteś! - cmoknęłam go w policzek.
-Cześć, Lils - puścił mnie. - Wpadłem sprawdzić jak ci się podoba. Mam zaraz spotkanie. - Dzień dobry, jestem Yves Verges, ojciec Lily - wyciągnął rękę do Moraty.
-Alvaro Morata, nowy współlokator - uścisnął mu dłoń i się uśmiechnął. - A to moja dziewczyna, Unice Torres - blondynka niechętnie odwróciła głowę i uśmiechnęła się delikatnie.
-Miło mi - tato ucałował jej dłoń i objął mnie ramieniem. - Widzę, że Paul jak zwykle na posterunku - puścił mu oczko.
-Tak jest - uśmiechnął się Pogba. - Varane kazał mi jej pilnować.
-Pokaż mi pokój, Lils - powiedział do mnie, więc udaliśmy się do mojego lokum. - Ładnie - pochwalił i zamknął za sobą drzwi. - Jak tam, malutka? - usiadł na fotelu.
-Spoko - usadowiłam się na łóżku. - Ally wydaje się być spoko, znam go trochę.
-A jego dziewczyna?
-Taka trochę dziwna - skrzywiłam się. - Tevez jeździ po niej jak po burej kurwie, a Morata tylko ją tuli.
-Dzwoń jak coś będzie nie tak, dobrze?
-Oczywiście, tatku - uśmiechnęłam się. - Crissie też deklarowała pomoc.
-Co ty nie powiesz? - zainteresował się.
-Dała mi radę jak mam obchodzić się z piłkarzami Realu. Jakbym nie przyjaźniła się z tymi dwoma z Francji - szepnęłam.
-Martwi się o ciebie, Lils - mruknął.
-Może? - wzruszyłam ramionami.
-ZAMKNIJ SIĘ JUŻ! - wydarła się Unice.
-Chyba nie lubi Teveza - powiedziałam.
-Będziesz miała wesoło - poklepał mnie po kolanie i wstał. - Zjesz ze mną kolację?
-Tak.
-Świetnie - cmoknął mnie w czoło i wyszliśmy. - Carlos, co ty tu rozrabiasz? - zwrócił się do niego po angielsku.
-Nie lubię jej i chcę uświadomić mu, że ta siostrunia Torresa to jego największy błąd w życiu - odpowiedział.
-Od kiedy jesteś taki pomocny? - uśmiechnął się.
-Odkąd wiem, że go okłamuje. Puszcza mu bajerę, że uczy się włoskiego i zaraz przeniesie się do Włoch, a to gówno prawda. RealMadridTV dało jej podwyżkę i awans. Nigdy nie postawi Moraty przed karierą.
-Żartujesz? - szepnęłam.
-Zachwycające, co? Tevez ratuje świat! - zaśmiał się Pogba.
-Ciesz się, pajacu! - prychnął. - Może twoją dupę kiedyś też uratuję!
-Jak na razie to dupę Alvaro chcesz zrównać z błotem.
-Nie rozumieją? - spytał tatko i delikatnie skinął na Unice i Moratę, którzy nadal stali w kuchni i się przytulali.
-Oczywiście, że tak - roześmiał się Tevez. - Ona jest przydupasem Mourinho, doskonale zna angielski.
-Nie świrujcie zbyt mocno - poprosił, gdy szedł do drzwi. - Do wieczora, Lils - pocałował mnie w policzek.
-Pa, tatku - zamknęłam za nim drzwi.








1. Przysługa dla Canalesa.

Sergio Canales zapukał do drzwi kumpla i czekał. Po chwili w progu stanął rozczochrany i zaspany Alvaro Morata. Przetarł oczy, podrapał się po nosie i bez słowa wpuścił go do środka.
-Fajnie cię widzieć, ziom - ziewnął i opadł na kanapę. - San Sebastian jest nudny i postanowiłeś wpaść do Włoch i zwiedzić piękny Turyn?
-Ciebie zobaczyć, ale nie przyleciałem na pogawędkę. Morata, wisisz mi przysługę i przyszedłem po spłatę - wypalił. Brunet jęknął i z butelki upił łyk Pepsi.
-Ty i twoje wyczucie czasu, blondasku - sapnął. - Co chcesz?
-Mieszkasz tu sam? - rozejrzał się po przestronnym apartamencie.
-Tak - pokiwał głową.
-Mam dla ciebie współlokatora.
-Nie szukam nikogo takiego - roześmiał się. - Dobrze mi samemu - wyszczerzył zęby. Sergio nie mógł mu przyznać racji. Wszędzie leżały jego ubrania, jedzenie, gry, pady, książki... Królewicz w swoim śmietniku, tfu... znaczy się królestwie. - A jedyny współlokator, którego bym chciał pod dachem woli być gdzie indziej - dodał z nieskrywanym żalem.
-To laska, pajacu - westchnął.
-Laska? - wyprostował się. - Chcesz mi tu zakwaterować laskę w ramach przysługi? - spytał.
-Tak - potwierdził Sergio.
-Chyba cię pojebało - popukał się w czoło. - Mam już dziewczynę, która mnie zakatrupi za to, że zamieszkam z laską!

-Przecież Unice nie chce z tobą mieszkać! - warknął Canales.
-To nie zmienia faktu, że mnie zabije.
-Morata, uwierz, że sytuacja mnie zmusza do tego co robię. Kombinowałem już na wszystkie sposoby i zostajesz mi ty! Ally, nie bądź łajzą!
-Sergito, o co chodzi? - przyjrzał mu się uważnie.
-Wiesz, że moja Cristina jest z wpadki?
-Że mamusia albo tatuś umoczyła na boku? - zarechotał.
-Tatuś. Dziany koleś, niczym Midas obecnej Francji. Problem w tym, że Cristina ma go gdzieś, ale facet oprócz mojej Cris ma jeszcze dwoje dzieci. Henri studiuje w Paryżu, a Lily w Turynie. Tatuś bardzo dba o swoje potomstwo, nie powiem. Cristina co miesiąc dostaje potężny przelew, tak samo pozostała dwójka. Problem jednak w tym, że każde z nich wychowało się z matką, a Lily nie...
-Czekaj! - przerwał mu. - Pogubiłem się trochę. Rozumiem, że Lily ma zamieszkać ze mną, bo...? - machnął ręką.
-Dobra, od początku - westchnął. - Yves Verges ożenił się z śliczną Angielką i miał z nią syna.
-Henri! - pstryknął palcami Morata zadowolony z tego, że tak szybko kojarzy fakty.
-Miał rok, gdy się rozwiedli. Potem Yves spotkał Carmen León i się w niej zakochał. Ślub, córka i żona umarła przy porodzie. W między czasie zaliczył skok w bok. Podsumowując: Henri miał matkę, z którą mieszkał w Londynie, Cristina mieszkała z matką w Santander, ale matka Lily zmarła, więc była wyłącznie pod opieką Yvesa.
-I co mi do tego? - ziewnął.
-To, że koleś pilnuje jej jak oka w głowie. Mieszkała z koleżankami z roku, ale się pocięły i Lily mieszka teraz w hotelu. Verges szuka kogoś z kim mogłaby zamieszkać, ale kogoś młodego i odpowiedzialnego.
-Ty, komplemenciarzu! - puścił mu oczko i zaśmiał się wesoło.
-Stul się! - zniecierpliwił się Sergio. - Yves kocha Lily inaczej niż pozostałą dwójkę dzieci, czaisz? Przez kilka lat mieszkał w nią w Paryżu, gdzie chodziła do szkoły. Potem wysłał ją do budy z internatem, ale po trzech latach stwierdziła, że już nie chce tam być. Wiesz co zrobił? Zamieszkał z nią w Lille, bo była tam dobra szkoła i było w miarę spokojnie. Po roku zmieniła zdanie i wróciła do tego internatu. Najpierw mieszkała z jakąś ciotką, ale stara wykitowała i zamieszkała z koleżankami. Teraz się ścięły i koniec.
-Canales - zadumał się Ally. - Ty to wszystko to tak serio mówisz? - wstał i podszedł do drzwi wejściowych. Wyjrzał przez wizjer i rozejrzał się uważnie. - To nie jest żadna wkręta? Wiesz, zemsta Benzemy? Ostatnio go wkręciłem, że jakaś blondynka skasowała mu auto - zarechotał. - Wyleciał na parking w samym ręczniku!
-Nie, palancie! Wiem, że brzmię niedorzecznie, że to szaleństwo... Ale Yves postawił warunek: albo zamieszka z kimś zaufanym albo przenosi się na Sorbonę i zamieszka z bratem.
-A jej stary? - wrócił na kanapę.
-Ma odjechaną w kosmos rezydencję pod Paryżem, ale rzadko tam bywa. Prowadzi interesy w całej Europie.
-A moja Unice? Zabije mnie, że pozwoliłem zamieszkać tu obcej lasce... - urwał.
-Morata, jesteś moim dłużnikiem. Nie wykręcaj się!
-Pojebało mnie - wzniósł oczy do nieba. - Dawaj ją tu. Najwyżej ród Torresów mnie zgładzi - wzruszył ramionami.